Mordował, z tobą radził, za co na cię głazem
Rzucają dziś, i tego nie zaprę się wcale,
Nie chcę też umrzeć z tobą i z nią, boć to chwalę
Ja sobie, że ją mogę uważać za żonę,
Zająwszy się nią ongiś. To postanowione.
Bo cóżbym rzekł, w ojczystej stanąwszy Focydzie,
W delfickiej mojej ziemi? Że w swojej ohydzie
Dopóty byłem druhem, póki w dobrej doli
Druhowie moi żyli, potem z własnej woli
Zdradziłem ich, gdy wpadli w nieszczęście?! Podzielę
Los z wami choć najgorszy, drodzy przyjaciele!
Nim umrzem, radźmy jeszcze, zali jest nadzieja,
By można razem z nami zgubić Meneleja.
Ach! dożyć jeszcze tego, nim mnie śmierć zabierze.
Więc odłóż cios śmiertelny, radzę ci to szczerze.
Odłożę, aż na wrogu dokonam swej kary.
A milcz, gdyż w tem do kobiet nie mam dużo wiary.
Na tych polegać możesz, wierne w każdym względzie.
Helenę gdy zabijem, to dlań przykrość będzie.
Jakżeż to? Gotów jestem, jeśli tylko można.