Utracił rozum człowiek, który się pozbywa
Przyjaciół dla łask gminu. Prawda juści żywa,
Iż ty mi wymyśliłeś karę na Ajgistha,
Iż byłeś przy mym boku, gdy mi oczywista
Groziła gdzieś zagłada, a i w tej rozterce
Ułatwia mi tę pomstę na wrogach twe serce
I wzdyć się nie wykręca. Lecz chwalić przestanę,
Albowiem zawsze przykre są niemiarkowane
Pochwały. Jeśli jednak mam wyzionąć duszę,
Do tego jeszcze dzisiaj doprowadzić muszę,
Ażeby, zanim umrę, pokarać swe wrogi.
By zdrajców swych wygubić, co mi los tak srogi
Zgotować potrafili, niech jęczy to plemię!
Ja, syn Agamemnona, który grecką ziemię
W swych rękach dzierżył godnie, nie wzorem tyrana,
Lecz jakoby mu z nieba władza była dana —
Za ojca nie pohańbię podłą śmiercią tchórza,
Lecz ginąć chcę dostojnie, gdy ta zemsta duża
Już dotknie Menelaja. Byłbym też szczęśliwy,
Jeżeliby się tutaj stały jakie dziwy
I ktoś przyszedł z ratunkiem dla nas z tej obieży,
Abyśmy uszli z życiem, gdy on zabit leży.
Tak, życzę sobie tego — człek się rad pociesza
Życzeniem co tak łatwo na ustach się wiesza.
Ratunek wynalazłam, sądzę, co zaświeci
Dla ciebie i dla tego tu i dla mnie trzeciej.
Opatrzność iście boska! Lecz jaki? Niech powie
Elektra. Toć wiadomo, że masz rozum w głowie.