W Dyoniza cześć
Hymn rozgłośny wznieść!
Oszalała w swej ochocie
Przy straszliwym bębnów grzmocie
Oszalałe niech hejnały
Pierś wyrzuca! Oszalały
Chce ją słyszeć bóg!
A frygijskiej, dzikiej burzy,
Łagodząc jej huk,
Niechaj słodki dźwięk zawtórzy —
Niech świętego fletu święta
Płynie nuta i do gór
W ten swój wtór
Mych bachantek wiedzie chór!«
I w te tropy,
Wskroś przejęta,
Wyrzucając chyże stopy,
Jurna dziewka, jak źrebięta,
Przy klaczy, swej matce, na łące
Skaczące.
Pędzi za swoim bogiem...
Na scenę wchodzi
Przy bramie kto? Wywołać Agenora plemię,
Kadmosa, co sydońską porzuciwszy ziemię,
Basztami gród ten zjeżył, obwarował Teby.
Niech idzie kto i powie, że nie bez potrzeby
Teirezjas chce z nim mówić. Wie, po co się jawię
I w jakiej, stary z starszym, godziłem się sprawie:
Wdziać na się skórę sarnią, tyrs pochwycić w dłonie
I bluszczu latoroślą uwieńczyć swe skronie.