Ta strona została przepisana.
DIONIZOS.
Nie lepiej przyjść z ofiarą do boga potęgi,
Niż wierzgać, ty — człowieku! przeciw ościeniowi?
PENTHEUS.
O, będzie miał ofiarę, skoro jak najzdrowiej
Te dziewki oporządzę w kithajrońskim jarze!
DIONIZOS.
Zemkniecie! A wstyd będzie, gdy tacy mocarze,
Zakuci w stal, uciekną przed bluszczowym kijem.
PENTHEUS.
A tom się na hultaja natknął! Czy go bijem,
Czy głaszczem, zawsze pełną ma gębę! Nie mogę!
DIONIZOS.
Kochanku! Ciągle jeszcze masz odwrotu drogę.
PENTHEUS.
Więc co? Być sługą sług swych na swą własną szkodę?
DIONIZOS.
Jeżeli chcesz, kobiety-ć bezbronne przywiodę.
PENTHEUS.
Ha! Znowu sidła na mnie! Knujesz, ile można.
DIONIZOS.
Chcę sztuką cię ocalić, czy to rzecz jest zdrożna?
PENTHEUS.
Związałeś się, by bezrząd tu utrwalić, człecze!
DIONIZOS.
Związałem się, tak! z bogiem! Bynajmniej nie przeczę.