Nie! babskich wdziać ja sukien nie mogę spokojnie,
Ma krew się twoja polać z bachantkami w wojnie?
Tak! prawda! Na prześpiegi chodźmy wprzód, to główna.
Najmądrzej! Bo złem nigdy zła człek nie wyrówna.
Lecz jak przed Kadmejczyków ukryję się okiem?
Pustemi ulicami pójdziemy, nie tłokiem.
Wyszydzą mnie bachantki, a szydu nikomu
Nie mógłbym puścić płazem! Rozważę to w domu.
Jak chcesz! Lecz zawsze pewny bądź usługi mojej.
Odchodzę. Tak się stanie: Ruszę stąd bądź w zbroi,
Bądź w sposób, jak mi twoja nakazuje rada.
(Odchodzi).
Niewiasty! Oto mąż ten już w mój potrzask wpada.
Pospieszy do bachantek i tam śmierć go czeka.
Do dzieła, Dionizie! Nie stoisz zdaleka,
Lecz bliskoś! Więc go ukarz! Najprzód odbierz zmysły,
Wpraw w lekki szał! Bo tylko ten, któremu prysły