A co zaś do Aresa córki, twojej żony,
Harmonię, która z tobą, choć śmiertelny-ś, żyje
W małżeńskim związku, w gada się przedzierżgnie, w żmiję.
Z nią razem z tego miasta pognasz zaprząg wołów —
To Zeus ci przepowiada co do twych mozołów —
I, ludów barbarzyńskich wódz, ty grodów wiele
Rozburzysz. Lecz gdy nowi twoi przyjaciele
Świątynię Loksyasza złupią, wiedz, że wtedy
W powrocie swym doznają niespodzianej biedy.
Lecz Ares przyjdzie w pomoc tobie i Harmonii,
Obojga was na Wyspie Szczęśliwości schroni.
To mówię-ć ja, Dioniz, nieśmiertelny człowiek,
Lecz Zeusa syn prawdziwy. Gdybyście swych powiek
Nie odwracali ongi od rozsądku drogi
W te czasy, kiedy znać jej nie chcieliście, błogi,
Zaiste, los by waszą rozpogadzał duszę,
Syn Zeusa zbawcze z wami zawarłby sojusze.
Błagamy, Dionizie! Zgrzeszyłyśmy, boże!
Za późno! Wcześniej było kajać się w pokorze!
Widzimy to, lecz nazbyt krwawa jest twa chłosta!
I wyście mnie chłostały szyderstwem! Rzecz prosta!
Tyś bóg, więc się nie równaj śmiertelnikom w złości.
Zezwolił na to dawno Zeus z swej wysokości.