Niewinna, lecz cóż ze mną ma niewinność czyni!?
Tam córka moja więdnie, klejnot mego domu,
W dziewictwie, za mąż dotąd nie dana nikomu.
I dwaj synowie boży — nazwa ta im służy
Po bogu, ich rodzicu —, bracia Dioskurzy,
Odeszli... I ja sama, trapiona klęskami,
Nie żyję, chociaż żywa stoję między wami.
Najgorzej byłoby mi, jeżelibym kiedy
Wróciła: jeszcze większej doznałabym biedy!
Zamknęliby mi bramy, mniemając, że stoi
Przed nimi ta zbrodniarka Helena, co z Troi
Bez męża przybyć śmiała... Gdyby do tej pory
Menelej żył na świecie, poznałby mnie skory
Po znakach, nam li dwojgu wiadomych... Dziś zasię
To wszystko już przepadło! Na co żyć mi zda się?
Dla jakich mam się losów ochraniać? Czy może
Dla odwrócenia klęsk tych mam podzielić łoże
Z człowiekiem cudzoziemskim, siadać z nim przy stole,
Bogato zastawionym? Nie! Powiedzieć wolę,
Że jeśli mąż w małżonce swej odrazę budzi,
Odrazy człek nabiera do życia śród ludzi.
Najlepiej przeto umrzeć. Lecz jak umrzeć pięknie?
Na stryczku gdzieś zawisnąć? Wszakże się ulęknie
Tej śmierci i niewolnik — hańbą mu się wyda
Umierać w taki sposób. Jedynie ohyda
Od miecza cię nie spotka, owszem, pełna chwały
Jest taka śmierć i krótka. W taką mnie wepchały
Niedoli toń me losy! Inne wdzięków siła
Nad wyraz uszczęśliwia, mnie ona zabiła!
Skądkolwiek się, Heleno, ten nasz przybysz bierze,
Ty nie myśl, że ci całą prawdę wyrzekł szczerze.