u mnie w kiesce złoto francuskie, na które rzucił chciwem okiem, wprowadził mię niespodzianie do miejsca, w którem biesiadowało kilku zbrojnych ludzi. Nad dróżyną była jakby grota, w której zwykle ochładzające sprzedają napoje. Jadąc przede mną zaczął spieszniej jechać, przed grotą zsiadł z konia. Zaciekawiony coby to było, zdążywszy za nįm wszedłem do groty, nie znalazłem tam nic dla ochłodzenia się, ale ośmiu ludzi zbrojnych. Wziąłem ich za Maronitów, uprzejmie ich pozdrowiłem. Nie widząc żadnego celu wejścia do groty zapytałem drogomana czego by wszedł, i żądałem, aby zaraz jechał. Nieruchomie siedział, fizyonomija się jego zmieniła, rozmawiał z tymi ludźmi, widocznie jakby się z nimi umawiał. Już innym tonem do mnie mówił, i proponował, abym się nie spieszył, a razem z temi ludźmi pojechał. Spiesznie wtedy wyszedłem, nie znalazłem już konia, uwiązanym był w stajence. Dosiadłszy go, spiesznie bez przewodnika sam pojechałem. Ludzie ci, jak się dowiedziałem potem, byli to Druzowie, mieli zapewne zamiar uprowadzić mię w stronę, błądzić do wieczora i dopiero zrabować lub zabić. Nie poszli w pogoń, był to bowiem dzień jeszcze, szczęśliwie trafiłem na publiczną droge idącą do Bejrutu. Spotkałem karawanę ludzi. Z radości wielkiej wypuściłem konia, dziękując Bogu, że mię z niebezpieczeństwa ratował.
Z Bejrutu udałem się do Damaszku, dokąd zajechać można dniem jednym, dyliżansem, który na nowo był urządzony przez kompaniją francuską. Na Wschodzie zwykle konno jeżdżą. Innej podróży dotąd nie znano. Tak jeżdżą nawet kobiety. Taka podróż jest przyjemną i praktyczną.
Po raz pierwszy r. 1863 zaczęły krążyć ciężkie dyliżanse z Bejrutu do Damaszku, zwykle siedm koni albo mułów zaprzęgają. Szose nie były zrobione dla tego, że z gór piasek drogę zasypuje, zatem dylizans w piasku grzęźnie. Po cztery godzin stał na miejscu, konie, muły, się narowiły, nie ruszały. Trzeba było czekać innych koni z drugiej stacyi.
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/186
Ta strona została przepisana.