obwieszczającym koniec świata na dzień naznaczony, albo porzucając wszystko, przenoszą się po nad Słone Jeziora i w Góry Skaliste, wskrzeszać Biblijne Patryarchaty. Stoliki magnetyczne, pukające duchy i piszące ekierki, wzrosły tam do godności dogmatu. Świeżo temu, przerwała się świetlista przepaska zjednoczenia, ześliznęła się z niéj gwiazda jedna i stała się błędną, i była obawa, żeby za jéj przykładem nie poszły błądzić i drugie, z czego, po pewnym czasie mógłby powstać niezbyt pożądany, oddzielny system planetarny. Nakazano zatém post powszechny, skruchę i modlitwy. W podobny sposób uspokaja się w płaczu dziecko, które się uderzyło głową o róg stołu: „widzisz, biedny stół, uderzyłeś go czołem, i o małoś nie zepsuł; przeproś go za to, i nie płacz". Rzeczą jest godną uwagi, że w ogóle u narodów pozbawionych imaginacyi, reakcya dzieje się zwykle na korzyść wiary — najczęściéj nawet łatwowierności tylko. Zmysł czysto mechaniczny, gorączkowe życie ruchu, pragnień i niepokoju, olbrzymie sił zasoby, ale i błędy olbrzymie, — oto Ameryka córka podstarzałéj Europy, — zbyt mądre dziecko, które się nie uchowa. Dalekoż ona zajdzie, wziąwszy sobie złotego cielca za przewodnika? — co nam do tego — niech idzie naprzód — Bóg ją zatrzyma kiedy czas będzie.
Mając mówić o jednym z najpoetyczniejszych pisarzy Ameryki, niepodobna nam było nie potrącić o prozę życia społeczeństwa, wśród którego żyć mu dano, pośród któréj szamotał się jak przykuty Prometeusz — biedny Prometeusz XIX wieku, zamiast łańcuchów spętany pajęczą siecią, ale podniesioną do potęgi potrzeb życia i wymagań świata, i przeto nie łatwą do zerwania. Był poetą — tém gorzéj dla niego. Lat temu nie wiele, Cypryan Norwid, ów umysł głęboko kontemplacyjny i tyle rozumiejący przeszłość, iż wygląda jakby nie żył dzisiaj, zagnany okolicznościami, ujrzał się znagła na téj ziemi obiecanéj. Ale nie wytrzymał tam długo, i przy piérwszéj sposobności otrząsł nawet złotodajny proch jéj ze swego obuwia, wyrywając się, byle prędzéj z powrotem. Tchu tam brakło poecie; gdzie stąpił, gdzie się zwrócił, czuł się odosobnionym, jakby go nakryto szklannym dzwonem, którego ścian się nie domyślasz, bo są przejrzyste, a z pod których je-
Strona:PL Faleński-Edgar Allan Poe i jego nowele.djvu/03
Ta strona została uwierzytelniona.