Strona:PL Faleński-Edgar Allan Poe i jego nowele.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

cem matki — najwięcéj przebaczającém na świecie. Teraz i ten węzeł pękł z jéj śmiercią. Allan zamierzył ożenić się po raz powtórny. W tém miejscu przypada drugi mglisty ustęp w życiu Edgara, którego podobnież nikt z jego biografów nie jest w stanie rozświetlić dostatecznie. Obawiamy się powiedziéć zawiele, z różnych jednak względów wnosićby można, że pomiędzy młodym szaleńcem a narzeczoną przybranego jego ojca, istniały stosunki, przypominające tyle znaną sytuacyę Don Karlosa. Nic zatém dziwnego, że się nareszcie rozeszli stanowczo. Miał téż Allan niebawem dziecko z swojéj żony, i Edgar ujrzał się w końcu wydziedziczonym całkowicie. W tych okolicznościach wydał na świat niewielki zbiór poezyj: była to piérwsza jego praca. Utwory te nie znalazły powodzenia. Wiotkie i przejrzyste jak obłoki, fantazye te, dziwnie miękkiego, świetlanego kolorytu, po większéj części nawet obrazy tylko o niepewnych zarysach, gdzie rozpływają się i zléwają idee harmonii najoderwańszych, ułamki teoryi o zamiłowaniu piękna, i platońskie tęsknoty duszy do ukochanego ideału, nie mogły żadną miarą znaleźć uznania, jakkolwiek zdradzały już przyszłego mistrza. Przyciśnięty niedostatkiem wszedł do wojska, ale nieszczególny to musiał być żołnierz, skoro przedewszystkiém nie potrafił walczyć z sobą. Raz włamawszy się w krainy ducha, trawiony gorączką odkryć wśród ciemności, niespokojny i marnotrawny duch ten, rozpustę z życia przeniósł do umysłu, i począł żyć sam z sobą, rozmyślając ponuro a niesfornie, nurtując po głębiach, lub wylatując jak rzadko dano komu. Nie czując się jeszcze dość oderwanym od rzeczywistości, czy téż znajdując, że nie widzi wkoło siebie dość jasno, począł podsycać sobie wyobraźnię gorącemi napojami. Niebawem przeszło mu to w nałóg, z nałogu w nadużycie, bo człowiek ten nie umiał nic robić w miarę; i oto, widzimy go znowu wypędzonego z wojska, w nędzy i ostatniém poniżeniu. Próbował pisać, ale odpychano obdartego szaleńca, który zdawał się już nie miéć nic wspólnego z rozsądkiem. Miał już zginąć marnie pod ławą którejkolwiek szynkowni, albo w piérwszym lepszym rynsztoku, gdyby nie najpocieszniejszy w dzie-