źródło; nie powinna zatém miéć na względzie nic innego, nad siebie samą." — Paradoks ten umiał on przyoblec w najpowabniejsze formy, a popiérając go niewyczerpaną swoją erudycyą, nadał mu pozory pociągającego przekonania, do czego miał talent sobie tylko właściwy. To tłumaczy, dlaczego odczyty te były może najwięcéj uczęszczane ze wszystkich, które był dotąd otworzył. Zachęcony tém przyjęciem, zamierzył położyć wreszcie kres dalszym objazdom, i osiąść w Richmondzie, na resztę życia. Ale miał jeszcze coś do załatwienia w New-Yorku, więc puścił się w drogę, nie zważając, pomimo przestróg przyjaciół, na niezbyt pewny stan swego zdrowia. Przybywszy wieczorem do Baltimore, uczuł się gorzéj jeszcze; kazał zanieść swoje rzeczy do dworca kolei idącéj do Filadelfii, a sam wstąpił do szynkowni, napić się czego pokrzepiającego. Zdaje się, że pokrzepiał się tam, zwyczajem swoim, nieco zanadto; gdyż dnia następnego, o brzasku dziennym, znaleziono go bez znaku życia na bruku ulicznym. Musiano go obedrzéć podczas nocy, bo nie było przy nim ani pieniędzy, ani papierów żadnych, i dlatego zrazu nie można się było dowiedziéć nawet, kim był w istocie. Ktoś z przechodzących poznał nieszczęśliwego. Dotrzeźwiono się w nim życia, i zaniesiono do najbliższego szpitala, ale tam skonał niebawem, w konwulsyach tak zwanego delirium tremens. Stało się to 7 października 1849 r. Miał wtedy Edgar lat 37. Dziwnym zbiegiem wypadków umarł w miejscu swego urodzenia, tak jak zakończył także swoją karyerę literacką w Richmond, gdzie ją był rozpoczął. —
Życie tego osobliwszego człowieka, jednego z najświetniejszych myślicieli swego czasu, życie tak dziwacznie pozapełniane, tak gorączkowo, tak niemiłosiernie pośpieszne, tak rozpasanie rozrzutne, tak zużyte aż do nadużycia, tak szybko pozbyte, a o którém nie można jednak powiedziéć, żeby było zmarnowane — daje wiele do myślenia. Zaledwie uwierzyć można, że trwało tylko lat trzydzieści kilka. Miał Edgar zwolenników zagorzałych, miał i zapalczywych nieprzyjaciół. Piérwsi usiłowali go zrobić przeczystą ofiarą na ołtarzu ludzkości, drudzy gorzéj go jeszcze mieszali z błotem, niż się sam mieszał. Walka
Strona:PL Faleński-Edgar Allan Poe i jego nowele.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.