Łatwo to mówić: że ktoś tam do góry
Wspiął się — a drugi w dole spędził życie.
A przecięż, nie mniej działał należycie,
Kto, podstawioną w zręczny czas pod mury
Drabinę trzymał, jak i tamten, który
Zdrów stanął na jej szczycie.
Z jakążto skrzętnością żwawą
Pilnujemy nie łaskawi
Cudzych grzechów i bezprawi!
Lecz, chłoszcząc w lewo i w prawo,
Czekamy z własną poprawą
Aż świat się cały poprawi.
Choć nie zbyt chętni zbadać rzecz nie znaną,
Możemy nie mniej zostać doskonali.
Bowiem, w dzień Sądu, gdy na grzechów szali,
Wszelkich się czynów naszych waży wiano,
Czyż nam za winę będzie poczytano:
Żeśmy nie naszej Wiedzy dróg nie znali? —
— Używaj życia! — tak wy mówicie —
— A szczytu szczęścia ten dopnie,
Kto zawsze działał roztropnie. —
Lecz — czyż się łatwo wstrzymać na szczycie?
Życie, użycie i nadużycie:
To do upadku trzy stopnie.
Nie chodź po różach stopą bosą,
Ni też je gołą zrywaj ręką —