I wiek tam także jak świat stary —
Bez dna też otchłań i bez miary...
— Jakżeśmy nie ciekawi!
Z życiem się nieraz w dziwny traf sprzymierza
Noc nie dospana.
Za to zaś zrana,
Gdy drugich troska budzi ze snu świeża,
Spać idziesz — byleś przedtem do pacierza
Zgiął twe kolana.
W Przedwiecznej Ciemni, Pycha, wyprzedziła
Nawet Szatana istnienie
I po nad jego siłę, nieskończenie
Jest potężniejszą jej siła.
Toż, gdy mu ona w darze grzech posyła,
Zgiął przed nią czoła promienie.
A przecięż, dzielniej życząc mu obrony,
W słoneczne zbrojny przepychy,
Zbór go osłaniał Współaniołów cichy,
Zdobnemi w skrzydła ramiony,
Wiedząc: że grzesznik zostać mógł zbawiony —
Byle się wyrzec chciał pychy.
Cóż? trudno. Wola twardą jest zawzięcie
W usłudze Przedwiecznej Złości!
Swą skroń, w żal łzawy, gną Duchowie prości,
Lecz mieć go musi we wstręcie
Ten, co był Władcą... choćby oka drgnięcie —
Choćby, wśród wiecznych ciemności.