Strona:PL Faleński - Meandry (1904).djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

I ponad jego siłę, nieskończenie
Jest potężniejszą jej siła.
Toż, gdy mu ona w darze grzech posyła,
Zgiął przed nią czoła promienie.

A przecięż, dzielnej życząc mu obrony,
W słoneczne zbrojny przepychy,
Zbór go osłaniał Współaniołów cichy,
Zdobnemi w skrzydła ramiony.
Wiedząc: że grzesznik zostać mógł zbawiony,
Byle się wyrzec chciał pychy.

Cóż? trudno. Wola twardą jest zawzięcie
W usłudze Przedwiecznej Złości!
Swą skroń, w żal łzawy, gną Duchowie prości,
Lecz mieć go musi we wstręcie
Ten, co był Władcą... choćby oka drgnięcie —
Choćby, wśród wiecznych ciemności.


121.

Gdy mówię, czując szron u czoła:
Że lat mam tyle a tyle —
To osobliwie się mylę.
Owszem — tych lat już nie mam zgoła —
Bowiem któż mieć napowrót zdoła
Coś, co już w mgle jest i w pyle.