W słodkim niewodzie każdyby się szczęsnym mienił.
Z rąk do rąk już przechodził ten klejnocik miły,
latka płoche czerwieniec mocno nadszczerbiły.
Dziesięć latek miała
do chłopca się rwała —
Każdy się w swoim czasie swą cząstką radował,
jabym się chętnie piękną resztą kontentował.
Widzę ją najdokładniej —;— niemniej sprawa mglista,
przyznam się — wątpię — czy jest rzeczywista;
teraźniejszość doraźna niema perspektywy,
jedynie sens pisanej historji jest żywy;
lecz tu się dokopuję niejakiej ostoi —
napisano: „zwodziła wszystkich starców Troi“ —
Świetnie się zgadza! Zważcie, wszak nie jestem młody,
a czuję jak mnie ciągnie, pcha do jej urody.
Oto się młodzian nagle zmienił w bohatera —
patrzcie, jak miłość siłą i męstwem w nim wzbiera!
objął ją — tak bezbronną i mięką — on śmiały!
Unosi ją! Porywa!
Stój! głupcze zuchwały!
Jak śmiesz! Poczynasz sobie nazbyt śmiele!
Przecież sam reżyserem jesteś w swojem dziele!