Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/101

Ta strona została przepisana.
ASTROLOG

Już jedno tylko słowo! — Patrząc na te sceny,
nazwałbym widowisko: Porwaniem Heleny.

FAUST

Porwanie —?!— Jestem tu i stoję,
klucz złoty w moim ręku!
Szedłem przez grozę, niepokoje,
w wiecznych, bezmiernych sfer pojęku;
stanąłem tu, gdzie rzeczywistość,
gdzie duch się może z duchem wadzić
i zdobyć wielką serc dwoistość!
Czyż na to miałbym ją sprowadzić
z olbrzymiej dali, ze stuleci,
by w czarów stracić ją obłędzie?!
Raz jeszcze władczy klucz zaświeci —
podwakroć moją będzie!
O MATKI —!— Wy mój krzyk słyszycie,
wołaniem mojem drży przestworze!
Kto u jej stóp raz złożył życie,
już jej utracić nie może!

ASTROLOG

Fauście! Co czynisz — Fauście! — Ku niej zmierza —
przypada — chwyta — ona niknie w ręku!
A!! na młodzieńca kluczem się zamierza —
dotknął go!! Biada!! — krzyk —! ...ginie w pojęku...

(wybuch; Faust pada)
(duchy znikają)
MEFISTOFELES
(unosi Fausta)

Ot macie! — Gdy się djabeł z dudkami kamraci
i dudków niepokrzepi i sam przy nich straci.

(zamieszanie; mrok)