w którem, folgując mej swawoli,
wtajemniczałem w cech chłopaka;
do dziś się pewnie tem mozoli.
Chętka mnie bierze — cóż! mam czas —
w tem futrze sobie tu posiedzieć
i być docentem jeszcze raz
i jakto docent — wszystko wiedzieć;
uczony wszystko wie, rozumie,
— djabeł od dawna wątpić umie.
Dzień dobry tatuńciu,
jakże się nam masz?
latamy, brzęczymy,
zaglądamy w twarz.
Po jednemu skrzętnie
przynosił nas pan,
a teraz w tysiące
zawodzimy tan.
Zgryz w sercu uparty
trzyma się swych leż —
o łatwiej wyiskać
pchłę z futra lub wesz.
To niespodzianka! Jak mnie radujecie!
Kto wiosną sieje ten ma żniwa w lecie.
Potrząsnę jeszcze — może mól wyleci —
o jest —! — tu — jeden! — tam drugi i trzeci!
Wzlatujcie! Wkoło! Niechże się mi roją —
śpieszcie się! lećcie! wkoło! w wszystkie strony!
Tam, gdzie te puzdra, sepeciki stoją,