Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/125

Ta strona została przepisana.

swym bliźnim wydrzeć chcą władzę żelazem, krwią i pożogą —!
Trudno jest siebie znać dobrze, trudniej panować nad sobą,
lecz łatwo drugim przewodzić dumą i woli kaprysem.
Lecz na tych polach inaczej — tu gwałt się gwałtem odciskał,
a wzniosły wieniec wolności rozdarty leżał wśród trupów,
a głowę władcy otoczył wieniec posępnych wawrzynów.
Tu Magnus marzył o sławie i o wielkości rozkwicie —
tam Cezar w ciszy północnej łowił swych wrogów na szepty.
Biorą się z sobą za bary; lecz znany już wynik tej bitwy.
Żarzą się watry w obozach — czerwony płomień zakwita,
ziemia krew pije, a oto — wołane cudem tej nocy —
powietrzem — podania helleńskie stadami lecą, jak ptaki.
Przy każdym ogniu się grzeje ten zwid przeszłości dalekiej —
a z niebios ponowek miesiąca srebrzystą poświatą się srebrzy,
po polach dalekich — — czar znika —!— Namioty toną w modrości.
Lecz cóż-to za gwiazda nademną — meteor niespodziewany —
rozbłyska koliście nad głową?! przeczuwam — widzę w nim życie;
więc idę, odchodzę, bo żywym zjawą nieszczęścia się staję,
więc idę, odchodzę, a oto kula świetlista opada — —

(oddala się)
Z GÓRY SPŁYWAJĄ ŻEGLARZE POWIETRZNI
HOMUNKULUS

Niech nas płaszcza twego poły
ponad ogniem, wodą wiozą;