Jutro zaświeci dno w kalecie —
tym razem się nam uda przecie.
Tutaj mi dobrze bardzo, Sfinksy, w waszym tłumie;
mógłbym pomiędzy wami żyć, bo was rozumię.
Szeptem zwierzamy wam zagadki ducha,
ten ucieleśnia szept, kto szeptu słucha;
lecz powiedz, kto ty jesteś?
Ja? — Mam nazwisk wiele —
przecież wszystkich wyliczać tu się nie ośmielę;
są tu Anglicy? — oni z Bedekierem zawsze
zwiedzają wodospady, ruiny, najkrwawsze
pobojowiska sławne, w pamięci zgubione —
tutaj jest dla nich, tuszę, miejsce wymarzone;
dlatego o nich mówię, że oni już dawno
w komedjach swych mi nazwę dawali zabawną —
Old iniquity — co się „stara złośliwość“ tłumaczy.
Dlaczego?
Nie wiem! można było też inaczej.
Pewno! No, a na gwiazdach znasz się waść conieco?
jakąż godzinę wieszczą, jakąż wróżbą świecą?
Ponowek srebrem kosi gwiazd drżącą plejadę,