Tak! — Idź się bawić, poigrać z Lamjami!
Na strażach wiernych trwamy wieki, lat tysiące,
egipskich pustyń duchy mądre i milczące.
Nas się słońce i gwiazdy w swych wędrówkach radzą,
a zrównanie dnia z nocą pod naszą jest władzą;
u stóp wielkich piramid w postawie niezmiennej
śnimy, w spraw ludzkich chyżość topiąc wzrok kamienny.
Grajcie szumiące w wietrze trzciny,
jękiem załkajcie wikliny;
cichym szmerem olcha drżąca
niechaj w struny topól trąca —
— na sen — na mięki sen — —
Niebo znagła się przychmurza,
drży —: powietrze? ziemia? burza?
kto mnie woła z wodnych den?
Głos słyszę, głos żywy słyszę,
zpoza splątanych gałęzi;
trzcina się sennie kołysze,
czar wielki kusi mnie, więzi —
wsłuchany w szemrzącą ciszę,
rozróżniam szczebioty i słowa:
to trzcin z odbiciem rozmowa.
Złóż swoje znużenie
w wód chłody, w wód cienie,