Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/160

Ta strona została przepisana.

i zlewa roziskrzoną krew,
rozżagwia ziemi, mórz pożogę!

A więc to prawda, prawda, że z drogi zsrebrzałej
tessalskie czarownice księżyc tu wołały
na ziemię? — że cię, Luno, przyciągały blisko
w czarów i strasznej zguby upiorne kolisko?....

Mroczy się tarcza — błyskawice — gromy!
Walą się na mnie srebrnych gór ogromy!
Pioruny, wichry —!— mroczny grób!
Czołgam się do twych Pani wysrebrzonych stóp.

(pada na twarz)
THALES

Co też on wygaduje, co widzi, co słyszy!?
świat cały pogrążony w nieruchomej ciszy;
istny obłęd zrodzony w szalonej godzinie,
a Luna sobie cicho po swym torze płynie.

HOMUNKULUS

Spójrz no Thalesie — znowu gwałt!
oto się zmienia okolica,
góra co miała obły kształt,
teraz się iskrzy jak iglica.
Zatrząsł się znagła cały świat,
kamień z księżyca wielki spadł, —
przyjaciół, wrogów w jednym łonie
pojednał już we wspólnym zgonie.
Lecz sztukom takim cześć i chwała,
to przecież wielka twórcza moc,
żeby się góra tak zmieniała
dwakroć przez jedną noc!

THALES

Drobiazg! — to było tylko pomyślane.
Więc niechże sobie ginie to bractwo niezgrane.