Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/161

Ta strona została przepisana.

Lecz dobrze, żeś rozważnie królem nie chciał zostać.
A teraz na brzeg morza trzeba nam się dostać,
do gościnnych wybrzeży, gdzie w szczerej radości
czeka się i przyjmuje czarodziejskich gości.

(oddalają się)
MEFISTOFELES
(gramoli się po przeciwnej stronie skały)

Przez jakieś poplątane korzeni niewody,
przez urwiska i skalne, niebotyczne schody
gramolę się w zadyszce, pot mi rosi czoło!
U nas inaczej; lasy tam wonieją smołą,
a nawet, bywa, siarką; o luby zapachu!
A tu w Grecji? — bezwonność no i sporo strachu.
Tak się tym klasycyzmem wciąż nadmiernie chwalą,
ciekaw jestem czem oni w swojem piekle palą?!

DRYADA

Możeś i mądry, gościu, między krajanami,
lecz z twem obyciem nieco gorzej między nami.
Pocóż myśl swą wysyłasz ku ojczystym zrębom
miast cześć oddać należną naszym świętym dębom?

MEFISTOFELES

Marzy się o tem chętnie, co się opuściło;
ojczyzna jak raj ciągnie z nieodpartą siłą.
Lecz powiedz mi Dryado, co to tam na zboczu
za postacie koczują — trzy w gęstem pomroczu?

DRYADA

To trzy siostry Forkjady przycupłe do ziemi,
jeślić się włos nie zjeża, to pogadaj z niemi.

MEFISTOFELES

Owszem, pogadać mogę; — chociaż mnie zdumienie
— mnie zdumienie ogarnia! — Patrzę na te cienie,