bo oto miłych, słodkich kochanków
przyprowadzamy przed ojca oczy.
Oto młodzieńcy, których z topieli
rączyny nasze szczęśnie wyrwały —
złożyłyśmy ich na mchu pościeli,
piersi ich nasze z martwych ogrzały.
Wśród pieszczot naszych wzrosły junaki,
wdzięczą się grzecznie, całują pilnie —
płyniemy z nimi przez morskie szlaki —
o spójrz na swadźby, ojcze, przychylnie!
Zdwojoną korzyść losy przynoszą:
współczucie serca łączą z rozkoszą.
Słowa twoje najłaskawsze,
sprzyjające, miłujące —
pozwól kochać ich na zawsze
paść nimi piersi drżące.
Niechże was zdobycz wdzięczna raduje,
młodzieńcy w mężów dostojnych wzrosną;
lecz was nie zdarzę łaską radosną —
ponad mą wolą Dzeus króluje.
Jak kołysanie chibotnej fali
chwiejna jest miłość, zmienne jest życie,
a gdy się skłonność do cna wypali,
same kochanków swych porzucicie.
Płoną nam serca, wichrzą się szały,
rozkosz się dwoi smętem rozstania —