Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/192

Ta strona została przepisana.
HELENA
(wraca wzburzona)
(drzwi ostawia otwarte)

Drżeć w trwodze córze Dzeusa wcale nie przystoi,
nie z błahej też przyczyny staję u podwoi;
przerażenie wylęgłe z łona nocy czarnej,
ten bezmiar chmur w pioruny i grozę ciężarny,
stuoki, sturamienny — gdy się w serce wpiera
zatrzęsie najmężniejszą piersią bohatera,
I oto mi przed oczy zjawa nagła, bliska
rzuciła się purpurą w świetlicy z ogniska —
— broni mi wejścia, progi wytęsknione kala —
przeto jako wzgardzony gość, tu staję — zdala!
Światła! — To nie są, wierzcie, zwidzenia niewieście;
nie ścigajcie mnie moce, czemkolwiek jesteście!
Jakąż ofiarą z domu straszydło wyświęcę?
wszak dom winien być czysty jak sny niemowlęce.

PANTALIS

Przed służkami wiernemi, wypowiedz, o Pani —
— one cię czczą, kochają! — Co serce twe rani?

HELENA

Com widziała? — To ujrzeć trza na własne oczy,
jeśli wpierw noc straszydła nie schłonie w pomroczy.
Ach! na samo wspomnienie strach przechodzi mrowiem,
pytacie, chcecie wiedzieć? — Słuchajcie, opowiem:
pamiętna obowiązku, szłam radośnie w sienie;
wraz struchlałam, tak głuche stało w nich milczenie;
krok mój podzwaniał tępo w płyt kamiennej głuszy;
pusto; nigdzie nikogo; ani żywej duszy,
ni służebnych, co zwykle w szczebiotnej radości
wybiegały przywitać podróżnych lub gości.
Idę dalej, w świetlicę krok kieruję śmiele —
i tam to, przy ognisku gasnącem w popiele,
ujrzałam wiedźmę starą zakutaną w chusty,