Istotnie tak postąpił; bronił czci niewieściej.
Z tych-że samych powodów dziś ciebie zbezcześci.
Niepodzielne jest piękno; czyim jest udziałem,
ten woli, miast je dzielić, zgładzić pchnięciem śmiałem.
Jak ten głos trąb mosiężnych, co w uszy się wwierca
i jelita tarmosi — tak kąsze u serca
męża zczajona zazdrość; pamięta stokrotnie,
zdradzony, że co stracił, stracił bezpowrotnie.
Trąby grają rozgłośnie, już dzwonią rynsztunki!
Witaj panie! Szafarka zda tobie rachunki.
Lecz my?!
Już widzę przed nią straszną śmierci drogę
i was widzę na belce; pomóc nic nie mogę.
Więc dobrze! Postanawiam; oddalić chcę kaźnię;
demonem jesteś strasznym, widzę to wyraźnie
i lękam się, że z tobą dobro w złe się zmieni;
lecz teraz chodźmy; prowadź do grodu podcieni.
Resztę myśli ukryję! Spowiedź przed narodem
to nie jest rzecz królewska! Chodźmy! Ty idź przodem!