Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/213

Ta strona została przepisana.
PANTALIS

Próżno królowa nasza spoziera dokoła,
zniknęła ta szkarada; któż ją znaleść zdoła?
Może we mgle przepadła, co nas nagła, biała,
jakimś dziwnym sposobem w to miejsce przywiała?
A może właśnie po tym labiryncie błądzi
krużganków zagmatwanych, którym kaprys rządzi —
i szuka księcia, by mu hołd złożyć należny.
Lecz spójrz! Tam w górze pogwar, ruch jakiś rozbieżny
w galerjach, oknach! — Służba, krzątaniem ogłasza,
że nas zamek łaskawie w gościnę zaprasza.

CHÓR

O jakże sercu memu naraz świetliście!
Orszak pięknych młodzieńców zszedł uroczyście
z wyżniego piętra; idzie ku nam w pochodzie
kształtny, zgrabny — o! — w niezwyczajnej urodzie.
Na czyj rozkaz młodzieńców chór ku nam kroczy?
na co patrzeć mam? na co? — gubią się oczy!
Czy na kształty urocze, czy na krok skory,
na czoło bieliste, złote kędziory?
czy na liczka rumiane, skraszone ruchem,
jak soczyste brzoskwinie omglone puchem?
O, jakże chęć bierze ugryść — — nie można!
smak popiołu mam w ustach! będę ostrożna.

Lecz najpiękniejsi niosą już oto
stopnie, tron cudny, zasłonę złotą,
namiot, a białe wysmukłe ręce
wiążą girlandy, wieszają wieńce
ponad królową. — O, pani miła
jużeś nam, piękna, na tron wstąpiła
— nadobnym ruchem przez nich proszona;
bielą się cudnie twoje ramiona!
My jej też orszak utwórzmy chyży,
stańmy na stopniach, wyżej, to niżej.