Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/219

Ta strona została przepisana.

a oto szmaragd zacnej zieleni,
godny twej, pani, piękności.

O, niechaj wzrok twój cudny nie stroni
od tych szlachetnych łez morza;
wierzaj, rubinu czerwień przysłoni
różana lic twoich zorza.

Oto pokłosie bitw srogich wielu,
pokłosie bardzo szczęśliwe —
u stóp twych leży, a więc u celu —
tu jego miejsce właściwe.

Niosę ci ciężkie, okute skrzynie,
w skarbcu ostało ich sporo;
pozwól mi uczcić w tobie władczynię —
niech skarby ręce twe biorą.

Zaledwieś, pani, na tron wstąpiła,
chyli się w hołdzie i korzy
rozum, bogactwo, męstwo i siła —
przed zjawą władzy twej bożej.

Przeto dziś skarby strzeżone w dumie,
stają się twoją własnością.
Jakżem je cenił! — Dzisiaj rozumię,
że były tylko marnością.

Wszystko, co zwałem skarbem i mieniem
poszło jak plewy na nice;
wskrzesić ich wartość zdolą spojrzeniem
twoje przeczyste źrenice.

FAUST

Odsuń corychlej łupy, plon potrzeby hardej,
ostaną bez nagrody, dobrze, że bez wzgardy.
Już to wszystko jej własność, ta grodu wspaniałość,
pocóż więc dawać szczegół, gdy już jej jest całość,
idź strażniku — zbierz, ułóż wielkie nasze skarby