Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/253

Ta strona została przepisana.

I wnet też djabłów natłoczona tłuszcza
kaszle i smarka, parska i popuszcza —;
całe piekło pęcznieje jak gazowa bania,
smród przeokropny — niedowytrzymania!
Zważ! gdy tak djabły gęsto poczną kadzić,
toćże gaz piekło może wnet rozsadzić.
I rzeczywiście! — Ziemia drży i stęka,
skorupa się wydyma, wypręża i pęka!
I tak się, widzisz, przysłowie sprawdziło:
w wierchy wyrasta to, co dnem wpierw było.
Zresztą już z nauk dobrze znasz tę śpiewkę,
co to opończą lubi zwać podszewkę.
Wygrana przy nas! Zmogliśmy otchłanie —
w przestworach odtąd nasze panowanie.
Tajemnica to jawna, choć dobrze ukryta;
jej objawienie ludziom nieprędko zaświta.

FAUST

Góry są dla mnie nieme i wyniosłe,
nie pytam skąd, dlaczego? — Tak; kiedy przyroda
wytężyła swe siły z niej samej wyrosłe,
wraz się w niej dokonała jej ziemska uroda;
roześmiały się szczyty, przepaście rozwarły,
skały ku skałom, góry ku górom się wparły,
pagórki zalesioną, szumiącą rodziną
schylają się łagodnie ku cichym dolinom;
wszystko rośnie i skwita w tej uciesze wiecznej,
niepewne twej teorji hucznej, niedorzecznej.

MEFISTOFELES

Tak się mówi, tak to się tłumaczy,
lecz kto obecny był — mówi inaczej.
A ja tam byłem, kiedy w głębi wrzało,
gdy lawa ogniem krwawiła Tatr czoła,
gdy młot Molocha skuwał skałę z skałą,
a rumowiskiem gór miotał dokoła.