Wszak obce głazy zalegają pole
po dziś dzień! — Któż to wytłumaczyć zdole?
filozof? — nie potrafi! — obejrzy, wymierzy —
no, skała oczywiście! niechże sobie leży!
Doprawdy, wiedza w błędnem drepce kole!
Jedynie lud, ten wierny, gminny lud,
wierzy nieustępliwie, wierzy niewzruszenie;
oddawna trafił w sedno i wie co to cud —
i przeto djabeł u nich znaczy coś, jest w cenie.
O kulach wiary idzie jaki-siaki
przez czarcie mosty na wyżnę djablaki.
Bardzo pouczające! Rad słyszę wywody
szatańskie o przyczynach i celach przyrody.
To mnie mało obchodzi; szkoda słów i sporu!
To, że djabeł był przy tem, to mój punkt honoru.
My jesteśmy stworzeni aby zdziałać wiele,
gwałt, bezrozum, zamieszki oto nasze cele.
Lecz chcę ciebie zapytać słowami prostemi:
nic ci się nie podoba na tej naszej ziemi?
Spójrz! Stąd, gdzie wzrok nasz z góry jak orzeł polata
widać sławę, bogactwo i królestwo świata;
spójrz i powiedz niesyty, niezaspokojony,
nie żywisz żadnej żądzy w sobie utajonej?
Wielkiego czynu pragnę! Jakiego? — Zgadnij sam!
Odgadnę twe pragnienie i dobrą radę dam.
Tobie-by osiąść trza w stolicy,
w ośrodku ruchu, gmatwaniny;
ciasność zaułków, szum ulicy,