gdy z męką w parze idzie zbrodnia
majestat na szwank narażony.
Któż zło tych czasów ogarnie!
Ci — giną u włości swych granic,
tamci — mordują bezkarnie,
a zakaz, komenda — na nic!
Mieszczanin za murów obroną,
rycerz w zbroicy zakuty,
sprzysięgli się razem pono,
byśmy fugare z reduty,
której nam bronić potrzeba
do tchu obrony — i basta!
Jurgeltnik woła w głos: „chleba,
żołdu — bo wpadnę do miasta,
na kopjach mienie rozwłóczę,
a was rozumu nauczę!“
Zapłaty żąda, lży jawno,
lecz jeszcze z ucieczką zwleka,
porzuciłby nas już dawno,
lecz wierzycielem jest — czeka!
Jak się salwować w rozpaczy,
w czyimże posłuch jest głosie?
dziś rozkaz wydać, to znaczy
kij w gniazdo zanurzyć osie!
Kraj pusty — na wszystkie strony
inwidja z gniewem go toczy;
cierpliwiec czeka obrony
aż rosa wyżre mu oczy.
Wszak są królowie i możni
— sawant z sawantem dowodzi —
królowie są, lecz ostrożni,
cóż ich to wszystko obchodzi!!
Któż zważa na sojuszników?