to prawda — zawsze brak zapłaty,
lecz nas ratują deputaty
i dziesięciny; ale szczerze
trza wyznać: wszystko w łeb już bierze;
Panowie! przyjdzie ta godzina,
że nam zabraknie w dzbanach wina!
Jakże to ongi, mój ty Boże,
— w piwnicy, w którą spojrzysz stronę,
gąsior się wspiera na gąsiorze,
wszystkie brodate i omszone;
pito też, pito, aż wypito,
jakby kto lał w dziurawe sito;
i — skończyło się! — Daj to katu,
już pożyczono z magistratu —
i to wypito; tak tu społem
wszyscy leżeliśmy pod stołem.
A teraz wszyscy do mnie: radź!
kto wypił — ty marszałku, płać!
Płać!! ale z czego? więc do żyda!
dobrze — lecz procent! — no — ma rację;
sumę zdwojoną sumie przyda —
procenty i amortyzacje —
nim się rok łoni w nowy zmieni,
już siedzisz u żyda w kieszeni;
zastawiasz piernat, gdzie co padło —
ni Świnia nie porośnie w sadło —,
a potem zjadaj chleb z ościami —
za czerstwy? — ano popij łzami!
Wystąp-że kpie i ty z skargami!
Ja? — nie! — przeciwnie — raczej ku nauce
kilka spostrzeżeń właściwych dorzucę.