Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/299

Ta strona została przepisana.

Przyszli mędrkowie, śmiała czeladź —
kopali rowy, tamy, jazy —
zdołali morze z piachów przelać,
posłuszne na ich rozkazy.

Dziś lasy tu zieleniejące —
łąki, ogrody, wsie, spowiły — —
Lecz już zachodzi, synu, słońce,
chodź na posiłek, gościu miły.

Tam w zorzy żagle się czerwienią,
— dołem spływają nocne mroki —
jak ptaki umykają cieniom,
do gniazd mkną — tam, gdzie port głęboki.

I tak cofnięty, zagubiony,
modry pas morza w mgle się mieni —
jak okiem sięgnąć w obie strony
krąg zaludnionej przestrzeni.

(podeszli do stola pod lipami)
(zasiedli we troje do wieczerzy)
BAUCYDA

Dlaczego milczysz, gościu miły?
nietknięte mleko i razowiec.

FILEMON

Te zmiany tak go zadziwiły!
Ty lubisz mówić, opowiedz —

BAUCYDA

Dziwy się, wielkie dziwy, działy;
do dziś mnie straszą lęki —
bo to i ten wypadek cały
z szatańskiej był poręki.

FILEMON

Że brzeg darował i mieliznę —
cesarza winić niepodobna;