Wam siostry niewolno — ja sama tam wpłynę,
bo troska się wśliźnie przez każdą szczelinę.
W pomroki się, siostry, oddalcie stąd czarne.
Ja z tobą; do ciebie się siostro przygarnę.
A z wami w zespole popłynie w ślad nędza.
Przygasły już gwiazdy, wiatr chmury napędza;
z oddali, z oddali, z bezkształtnej pomroczy
cień czwarty się zbliża — — śmierć kroczy!
Trzy odeszły, a cztery postacie widziałem;
mówiły z sobą; treści słów nie zrozumiałem;
jedno z nich brzmiało: „nędza“ — a wraz drugie słowo
„śmierć“ zawołało ponuro, grobowo;
załopotała echem noc upiorna, głucha.
Więc jeszcze nie wywiodłem ku wolności ducha?!
Gdybym potrafił mosty po za sobą spalić,
wyzbyć się czarnoksięstwa, zaklęcia oddalić,
i przed naturą stanąć w mocy niezawodnej —
ten trud byłby zwycięski i człowieka godny.
Byłem człowiekiem zanim ducha w mroki wpiąłem,
nim bluźnierstwem świat cały i siebie przekląłem.
A teraz na powietrzu tyle siły wrogiej,
że nikt nie wie jak umknąć i jak jej zejść z drogi.