Na zewnątrz zmysłów tęgie siły,
<a wewnątrz mrok wszechwładny —
choćby wkrąg skarby się piętrzyły,
nie zdoła ich posiąść, bezradny.
W szczęściu, nieszczęściu mrze z udręki,
i w spichrzu z głodu ginie;
życia radości, życia męki
jutrzejszej zdaje godzinie.
Tak teraźniejszość przyszłością spowija,
aż życie w pustce strwonione — przemija.
Zaprzestań! Nie dojdziesz do ładu ze mną!
Próżno tą gadaniną wołasz.
Wyjdź stąd! Litanją swoją ciemną
i najmędrszego otumanić zdołasz.
Iść? Wracać? — A znikąd obrony —
co czynić? — W myśli trwa bezładnej;
na środku drogi, jak zwiedziony,
półkroki stawia, nieporadny.
Wszystko się wkoło gnie i troi,
na bezpowrotne wszedł rozstaje;
siebie i bliźnich niepokoi,
aż w tej rozterce tchu nie staje.
Ani umiera, ani żyje,
ani to rozpacz, ni poddanie —
aż-ci bezwola go spowije
i pchnie w bolesne poniechanie.
Strach i ucieczka, pęd wolności,
półsen i jawa w ciągłej biedzie —