Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/318

Ta strona została przepisana.

Jak dawne każą obowiązki,
niech rydle jamę dłubią, łupią!
Z pałacu w ten domeczek wązki — —
tak się to wszystko kończy głupio....

LEMURY
(z krotochwilną gestykulacją)
(kopią)

Za młodu żyło się, kochało,
wesołość, śpiewki, pełny dzban;
samo się życie do mnie śmiało,
drygały nogi — dalej w tan!

Aż starość — niema już sposobu —
„no tańczże bratku!“ — ze mnie drwi;
potknąłem się na grobu progu,
pocóż otwarte stały drzwi?!

FAUST
(wychodzi z pałacu)
(ślepiec; odrzwi się trzyma)

Jakaż rozkosz! Łopata o kilof podzwania;
dla mnie wre wielka praca; ziemia się wyłania,
pogodzona ze sobą — wypiętrza się wałem —
za nią cofnięte morze gniewnym grzmi chorałem.

MEFISTOFELES
(nie dochodzą słowa jego do Fausta)

To wszystko dla nas, panie bracie,
ziemia, przystanie, rowy, tamy;
piekielny wodnik trwa na czacie —
na oścież rozwiera bramy.

Zguba zewsząd czyha na człowieka,
żywioł wszelki z nami się sprzymierza;
wszystko pleśnią i mchem się obleka —
wszystko do zniszczenia zmierza!