Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/329

Ta strona została przepisana.

Twój, dryblasku kochany, powab mnie zwycięża,
jeno poco ten smutek? poco mina księża?
Okraś spojrzenie swoje szczyptą lubieżności!
A wy noście się śmiało! Za mało nagości!
ta koszula fałdzista zbyt dewocją trąci — —
odwracają się! — Kształty okrągłe, prześliczne!
Uroki niezrównane! Aż się w głowie mąci!
Psiejuszki miłe! Strasznie apetyczne!

CHÓR ANIOŁÓW

Stań się światłością, płomieniu miłujący!
W prawdzie skąp potępionych uzdrawiającej.

Niech szczęście zło przemoże! — Wami bezpieczny
duch odnajdzie zbawienie w wspólności wiecznej.

MEFISTOFELES
(opamiętał się)

Cóż to się ze mną dzieje?! — Jak Hiob pokryty
cały jestem wrzodami — i grozą przybity.
A jednak tryumfuję! — gdy myśl swą przemierzam,
sobie i pochodzeniu ufam i zawierzam;
o zacna krwi djabelska, przecież jesteś górą!
Czarodziejstwa miłości wyłażą ci skórą!
Przeklęty płomień już się wypalił, nie piecze;
przeklinam w żywy kamień, w czambuł wam złorzeczę!

CHÓR ANIOŁÓW

Płomienie święte! Kogo wy otoczycie,
ten szczęsne, z wybranymi, poczyna życie.

Razem, razem się wznośmy w chwale, w podziwie!
W atmosferze przeczystej niechaj duch żywię!

(w locie unoszą nieśmiertelność Fausta)