Płomieniu rozkoszy wiecznej!
Więzy płonącej miłości!
Boleści męki serdecznej!
Pragnienie ujrzenia boskości!
Strzały przeszyjcie mnie,
włócznie przebodźcie mnie,
maczugi zdruzgoczcie mnie,
pioruny rozgromcie mnie!
Niech się znikomość rozpryśnie
w przelotnej chwilowości,
a jako gwiazda rozbłyśnie
ziarno wieczystej miłości.
Jak dno przepaści, które w głębi
u nóg mych głuchym snem się mroczy
jak rozpęd rzek, co wre i kłębi
nim wodospadem z grani skoczy,
jak wiąz, co przemógł wichrów waśnie
i wierch swój dźwiga do przestworzy —
taką wszechmocna miłość właśnie,
co wszystko splata, wszystko tworzy.
Wkoło mnie świsty i poświsty
poszumnych borów i parości,
przez które w aureoli mglistej
wodospad szklaną drogę mości
i żyzność niesie niżnym krajom;
te błyskawice błyskające,
które powietrze oczyszczają,
opary niszczą trujące —
wróżby miłości to najświętsze,
wieszczące twórczość wiecznej mocy!