bezpamiętnem rozbawieniem.
Cesarz z swej rzymskiej podróży
z poza Alpów stromej ściany
gościniec nam bardzo duży
przywiózł: wigor roześmiany.
W tej stolicy nadtybrowej
sam koronę — w równej parze
zyskał dla nas — stroik nowy:
czapeczkę błazeńską w darze.
Tem przebraniem odrodzony
każdy z nas się dumnie puszy,
rad z dzwonkowej czapki onej,
z śmiechem wciąga ją na uszy;
i choć w tej mycce do błazna podobny,
udaje rozum, w rozum niezasobny.
Już się kupią i gromadzą,
w pary łączą i kołują —
tu pod pachy się prowadzą,
tam z osobna krążą, snują.
Dalej bracia, dalej żywo,
z sercem szczerem i przyjaznem,
byle chwilkę mieć szczęśliwą —
tak czy owak świat jest błaznem.
Poklask dajcie nam niezwłocznie!
Wymuskane w tańca szranki
już ruszają śpiewnie, skocznie
urodziwe Florencjanki.
Kosy nasze utrefione,
wonne kwiatów i ziół wonią,
krasne wstążki rozpuszczone
owijają nas i gonią.