Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/70

Ta strona została przepisana.

Odwagi! Niecodziennie rzecz się taka zdarza —
stanie się, czemu przyszłość sceptyczna zaprzeczy;
lecz ty, heroldzie, człekiem zdasz mi się do rzeczy —
patrz bystro, zakonotuj — wpisz do raptularza.

HEROLD
(chwyta za laskę, którą Pluton w ręku trzyma)

Widzę —: karły wiodą Pana
do wyognionej studni,
co płomieniami zalana
żywemi iskrami się ludni,
że zda się ognistym słupem! —
— a oto znagła opada,
by jamą grobową przed trupem
i językiem podziemi zagada.
Aż oto wznosi się znowu,
jak nurek z morskiego połowu —
wyrzuca perły, korale —
— a Pan się raduje zabawą.
Przystanął pewnie, zuchwale
w tym pereł rzęsistym deszczu,
ciekącym na lewo, na prawo —
Cierpnę i całym jest w dreszczu,
bo oto Pan się pochyla
— cóż za ciekawość niezgadła —
zagląda — bada — ach! — chwila —
broda w przepaście zapadła —!
Czyjeż to lica znajome —
— ręka zakrywa — — przypomnę —
— żar brodę zżera jak słomę — —
Nieszczęście! Nieszczęście ogromne! —
bo oto studnia wyrzuca
snop iskier z groźnej gardzieli,
jakby z podspodu dął w płuca
sam djabeł —!— O święci anieli —