Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/86

Ta strona została przepisana.
MEFISTOFELES

Cudaczysz! — Słowo nowe tak ci niedogadza?
umysł twój w starczym jeno kieracie rad chadza;
— i ty tak mówisz? ty? coś tak ochoczy
do zaglądania dziwom w tajemnicze oczy?

FAUST

Nie w tem zbawienie moje, co przeraża srogo —
wielką potęgą ducha ludzkiego zdumienie;
chociaż w życiu uczucia opłaca się drogo —
do granic niepoznanych zbliża nas wzruszenie.

MEFISTOFELES

A więc zapadnij! Mógłbym też rzec: wznieś się!
— to wszystko jedno! — niechaj cię twa wola
z istniejącego w bezistnienie niesie —
na jakieś dawno już przepadłe pola,
po których byt się w mgławicach przewala;
klucz dzierż wysoko — zatrzyma je zdala.

FAUST
(w zachwycie)

Tak! — promienieje zeń potęga żywa!
Do wielkich lotów duch się we mnie zrywa!

MEFISTOFELES

Tedy płonący trójnóg przekona cię o tem,
żeś jest w głębokiej, najgłębszej otchłani —
i ujrzysz MATKI pod jego migotem —
stoją — czy idą — w tej wieków przystani —
to mniejsza —!— bo tam kształt, czy bezkształt mglisty —
wieczystej myśli przebyt ma wieczysty.
Owiane stworzeń wszelakich zawieją —
nie dojrzą ciebie — żyjące ideą.
Teraz odwagi! — Idź wprost do trójnoga,
choćby za włosy trzymała cię trwoga —
dotknij go kluczem —