Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/89

Ta strona została przepisana.
BLONDYNKA
(do Mefistofelesa)

Słóweczko miły Panie! — widzisz płeć mam świeżą —
lecz do czasu; — zaledwie słońce pocznie biegi
wiosenne — już mi lica pokrywają piegi —
jak mak przez całe lato na twarzy mi leżą —
poradź — co robić?

MEFISTOFELES

Szkoda, piękna cera,
a w maju centkowana jak pantera;
skrzek żabi trzeba dobrze wygotować,
ropuszy język dodać, pilnie destylować
w miesięcznem świetle, a wiosną na nowiu
natrzeć twarzyczkę mocno —: zachowa się w zdrowiu.

BRUNETKA

Tłum się tłoczy po rady — więc i ja przychodzę —
odmroziłam i odtąd ciągły ból mam w nodze;
trudno mi iść po schodach, tańczyć nieporęcznie,
nawet się skłonić dworsko nie potrafię zręcznie.

MEFISTOFELES

Pozwól się dotknąć twej nogi mej nodze.

BRUNETKA

Ach! to miłosne jest porozumienie...

MEFISTOFELES

Dotyk mej nogi, dziecię, ma większe znaczenie!
Similia przez similia trzeba zabezpieczyć —
nogę nogą — innemi inne części leczyć.
Więc baczność! — nadeptuję!