Strona:PL Faust I (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/127

Ta strona została przepisana.

Skarbu ci żal? a — w tym sposobie
radzę pożądań zbyć się, panie,
dać święty spokój mej osobie,
chwil nie marnować — szkoda czasu!
nie przeczuwałem skąpca w tobie!
Rąk nie żałuję, w łeb się skrobię...

(ustawia szkatułkę w szafie)
(zamyka szafę)

A teraz precz stąd! prędko!
...tak sprawnie manewruję wędką,
by złowić dla cię kąsek smaczny,
a ty w bezwoli tu rozpacznej,
czy w osłupieniu, czy w bezwładzie,
stoisz jak student na wykładzie,
którego troski trapią liczne —
fizyczne i metafizyczne!
Ach dość już! Chodź!

(wychodzą)
MAŁGORZATA
(z lampą)

Tak duszno tutaj i parno,

(otwiera okno)

na dworze wcale nie skwarno.
Jakoś mi dziwnie na duszy,
w tej domu samotnej głuszy —
matka nie wraca, drżę cała
odurzona, struchlała.

(rozbiera się i nuci)

Był w Thuli król wielkiej cnoty
— owiał go legend czar —
otrzymał puhar złoty,
kochanki ostatni dar.

Droższy mu był nad życie,
miłosny żar w nim tkwił—