Zwyczaj — obyczaj! cóż to szkodzi —
Mówcie panie!
Nad śmierci jego stałem łożem,
po prawdzie był to barłóg szpetny;
zgon jak i żywot był nieświetny,
lecz zmarł przykładnie z słowem bożem.
Mówił: „o jakże siebie nienawidzę!
dom opuszczony, rzemiosło i żona;
straszne me winy — dziś dopiero widzę!
Ach, te wspomnienia! wybaczyż mi ona?!“
Kochany człowiek! Wybaczam mu z serca!
Lecz, rzekł: więcej jej niż mojej winy!
Oszczerca!
Kłamał! nie uszanował ostatniej godziny!
W gorączce tak zapewne bredził,
choć się to na tem znać potrzeba.
Mówił, że życie tak przebiedził
w tem przysparzaniu dzieci, chleba,
słowem wszystkiego, — w wielkim znoju,
a sam nie zaznał, rzekł, spokoju.
Zapomniał o miłości naszej, o przysiędze,
o dziennem uganianiu, o nocnej mordędze!