miąższ ziemi przeczuć nieświadomie,
dni genezyjskie w ich ogromie;
użyć w poczuciu sił, w ich dumie —
lecz co? sam dobrze nierozumię;
to znów miłosnem rozemdleniem
rozpłynąć się w wszechświecie cieniem, —
znika syn ziemi w snów rozmachu,
a potem — intuicji gmachu
jak, już nie powiem, zamknąć drzwi!
Precz, obrzydliwcze!
A — nie dogadza ci?
W tem rzecz!
O tak! z słusznością mówisz: „precz“!
Często cnotliwe uszka parzy
o czem cnotliwe serce — marzy!
Sądzisz, że zazdrość widzisz we mnie?!
Okłamuj siebie — to przyjemnie!
O — kłam przed sobą — kłam nadzieje!!
Zresztą — nie wytrwasz tutaj długo,
już się stanowczość twoja chwieje,
trwogi i strachu nędzny sługo!
Lecz dosyć! — Luba twa panienka
samotnie, tęsknie spędza czas
i wypatruje u okienka,
czyli nie zoczy nas.
Najpierw twa miłość tak wezbrała,
jak wiosną zalew rzek,
gdy lubą siła fal porwała
strumyczek zmalał — suchy brzeg.