W twoich ramionach tak słonecznie
i tak swobodnie i bezpiecznie —
jego obecność serce moje zmraża.
Przeczucia twoja myśl powtarza.
Tak lękiem jestem spętana,
że gdy się do nas zbliża,
nie wiem, czy kocham, czym kochana —
myśl trwogą się naniża —
gdy na mnie wzrok swój zły wyszczerza,
to zapominam słów pacierza;
ty pewno też tak czujesz.
To antypatja.
Iść już muszę.
Czyż nigdy prośbą cię nie wzruszę?
Tak pragnę chwilę przemilczeć z twem śnieniem
i kochającem objąć cię ramieniem —
serce me stopić z twojem — w duszę wtopić duszę.
Ach, gdybym, widzisz — w domu spała sama,
drzwi byłyby otwarte, niezamknięta brama.
Lecz, wiesz, matka śpi ze mną, sen ma bardzo lekki,
lada szmer ją przebudzi: otwiera powieki,
a gdyby nas we dwoje ujrzała! O wstydzie!
żyć-bym nie potrafiła w tak strasznej ohydzie!!