Strona:PL Faust I (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/188

Ta strona została przepisana.

Świeć nam, ogniu, świeć najjaśniej
przez tej drogi szlak zawiły —
w nieobjęty kraj — w przestrzenie!

Drzewa, drzewa i drzew cienie
pędzą, lecą, czas mijają
rzeszą gwarną i pątniczą,
góry grają, lasy grają,
chrapią, wrzeszczą, trąbią, krzyczą.

A strumienie cienko smyczą
na skrzypicach kamienistych;
słyszysz szumy — słyszysz pieśni —
pól i krzów i łąk rosistych?
czy to podziomkowie leśni?
czy to piosnka zagubiona
tej przeszłości, co już kona?
wraca echem baśń wygrana,
zapomniana — przypomniana!

Uhu! Uhu! Puhacz huczy —
stado sów się nocą włóczy,
zwołują się kruki, wrony —
cały ptasi świat zbudzony.
Z pod łopuchów, patrz, ropuchy
wywalają grube brzuchy,
a korzenie, giętkie łozy,
jak kłąb wężów, jak połozy
siecią pnączy zapowiły
pnie, wykroty, skały, iły
i czyhają na wędrowca
u przepaści, u manowca;
człek się trwoży, męczy, dyszy —
aż tu nagle z mchu, z upłazu
tysiącbarwne wojsko myszy
skacze do twych nóg odrazu.