wybucha pożar! góra płonie!
wyrosła jak ognisty słup!
Pałac Mamona lśni jaskrawo —
noc wielkich dziś uroczystości!
Z sutą gotują się zabawą
na przyjazd licznych gości.
Wiatr oszalałe gna powietrze,
po twarzy smaga, tnie i siecze.
Chwyć się skał rękami mocno,
bo cię wicher w przepaść rzuci:
iść nam trzeba przez mgłę nocną,
która zwodzi, bałamuci.
Słysz, jak wicher zrywa skały,
mierzwi bory, zgniata drzewa,
znaglonego ognia grzywa
skier zawieją świat zalewa;
a z tej mierzwy płomienistej
raz po razie grom wylata,
błyskawice, huki, świsty,
jakby krwawy koniec świata;
pogłos wrzawy w alarm wali,
leci szarża w tysiąc koni —
ognia!! lecą, tętnią — w dali
stukot kopyt w skały dzwoni;
w dali — w bliży — w dole — w górze —
głosy — krzyki rechotliwe —
czarownice w skier wichurze
lecą żądne i chutliwe.