Cóż to za hałas, wrzask i ścisk!
Krzyk, wycie, rechot, ryk i pisk!
Ogień i chuć — skrzy, świeci, pryska,
na czarnoksięskie mknie igrzyska!
A teraz ze mną! przy mnie stój!
Gdzie jesteś?
Tutaj!
Już cię rój
latawic porwał w taniec swój?
Już ja tu sobie z tem poradzę!
Trzeba odsłonić swoją władzę!
Rozstąpić się! precz! idzie mistrz!
Miejsca, sławetni!
Doktorze, tu! masz rękę moją —
trza się wydostać z dymu, z zgliszcz;
już mnie samego niepokoją
te tłumy i obrzydliwości,
na to trza dużo cierpliwości.
Tam chodźmy! Nowość mnie pociąga,
choćby rodziła dziwoląga.
Sprzeczności duchu! Na toś mnie prowadził
pełen przekory i wraz roztropności,
byś mi tu nagle najpoważniej radził
opuścić czary — ostać w samotności?
Spójrz jeno — tutaj niema ścisku,
ktoś przecież siedzi przy ognisku,
czyliż ci zaraz tłumu trzeba?