Strona:PL Faust I (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/217

Ta strona została przepisana.
FAUST
(otwiera drzwi)

Zgrzyt łańcuchów, chrzęst słomy na nędznym barłogu;
nie przeczuwa, że miły stoi już na progu.

(wchodzi)
MAŁGORZATA
(kuli się lękliwie na barłogu)

Idą już — idą — wywlec na ostatnią mękę!

FAUST
(szeptem)

Cicho, cicho, ja idę, wolność niosę w darze.

MAŁGORZATA
(tarza się w lęku przed nim)

Jeśliś ty człowiek — odczuj mą udrękę

FAUST

Cicho, przebudzisz straże!

(pragnie uwolnić ją z więzów)
MAŁGORZATA
(na klęczkach)

Któż ci dał, kacie, taką moc,
kto kazał oczom trwogą skrzyć!
Przychodzisz — a to jeszcze noc.
Litości — pragnę żyć!
Nie dość ci czasu jutro rano —?

(wstaje)

wszakżem ci młoda, taka młoda...
na śmierć okrutną mnie skazano.
A byłam piękna — ta uroda
na zgubę wiodła mnie nieznaną.
Ze mną był mój umiłowany —
dziś on nie w moim, obcym świecie —
wianek przedarty i rozwiany —