Rzeczywiście
nie taję Panie, bardzo źle ludziom na ziemi
i nierad ich uwodzę sztuczkami djablemi —
i tak się sami z dnia na dzień grążą w szarugę.
Znasz ty Fausta?
Doktora?
Tak! Mojego sługę!
Przedziwnie on Ci służy! Myślą nieodgadłą!
Nieczłowieczy jest jego napitek i jadło.
Rozterka gna go w otchłań, spokój ducha płoszy,
pożądań obłąkanych zalewa go fala,
z nieba pożąda skrzących gwiazd — z ziemi — rozkoszy,
w tej zamieszce od Ciebie czucia swe oddala;
jego serce znękane ciągłą wrzawą boju
zapomniało co miłość i błękit spokoju.
W tej służbie jego opacznej, w tej myśli jego opornej,
pomocną podam mu rękę, światło wykrzeszę w pomroce;
każde drzewo w ogrodzie zna ogrodnik przezorny
i dokładnie wie, jakie i kiedy wyda owoce.
O zakład idę — utracisz go Panie!
daj zezwolenie, a ja go w otchłanie
zawiodę zgrabnie i niespostrzeżenie.